poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rossmanowe promocje, czyli to, co udało mi się upolować



Cześć!

W dniach 22-27 kwietnia w Rossmanie można było się obłowić w podkłady, pudry, róże, korektory i bronzery dzięki aż 49-procentowej obniżce. W tym momencie Rossman przygotował promocje na tusze do rzęs, cienie, kredki…. A Drogeria Natura zaprasza na -40% na całą kolorówkę…. Czasem jestem zła, że prawie wszystkie topowe drogerie zasypują nas obniżkami w jednym momencie (duży wydatek), ale z drugiej strony ma to swoją zaletę – kupuję raz a porządnie!

Raz?.....

Hmm….

Sama siebie oszukuję, przecież za 3 tygodnie, kiedy mój organizm się uspokoi po dawce nowych kosmetyków, polecę do drogerii i znowu coś kupię…
(też tak macie? ;) )

A więc skusiłam się na dosłownie kilka rzeczy, postawiłam na kremy BB, gdyż idzie lato i potrzebuję czegoś lekkiego, poza tym ilość ciężkich i matujących podkładów w mojej kosmetyczce nieco mnie przeraża.

Co udało mi się kupić?

Są to 2 kremy BB i puder brązujący, ponadto skusiłam się jeszcze na krem nawilżający do twarzy, który miał akurat niską cenę.

Pierwszy z BB to ten z Rimmela w odcieniu Light i już odważę się napisać, że jest to najlepszy krem BB z jakim miałam do czynienia. 



Zobaczmy, co obiecuje producent:






Krem genialnie nawilża, konsystencja jest troszkę cięższa niż lekki podkład, ale akurat to mi bardzo pasuje. Jak pisałam, mam dość ciężkich podkładów i pożądam w tym momencie jak najbardziej naturalnego efektu, co ten krem zapewnia mi w stu procentach. Przy tym świetnie kryje, a tym jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Nawet mój chłopak stwierdził, że z tym kremem wyglądam o wiele lepiej, tak bardziej naturalnie:) Ponadto kolor bardzo mi podpasował. Niestety w moim przypadku na strefę T potrzebuję pudru, ale delikatne przypudrowanie tej części twarzy w zupełności wystarczy – skóra może nie jest bardzo zmatowiona, bardziej rozświetlona, wygląda na zdrową i jak do tej pory nie musiałam dokonywać poprawek w ciągu dnia. Dla tłustych cer jednak zdecydowanie nie polecam – chyba była tam wersja matująca, więc każdy będzie zadowolony:)

Z pewnością ten krem będzie moim ulubieńcem.

Drugi krem BB to Astor, wybrałam wersję rozświetlającą w odcieniu Ivory.




Konsystencja jest zdecydowanie lżejsza i, co za tym idzie, krem ma trochę mniejsze krycie. Żeby był on jakoś bardzo rozświetlający to nie powiem (porównuję go do rozświetlającego podkładu Rimmel Wake me up). Dla mojej mieszanej cery nie sprawdził się zbyt dobrze, mimo przypudrowania strefy T skóra się świeci (hmm, to niby miał być ten efekt rozświetlający?), ponadto kolor jest dla mnie odrobinę za ciemny, a wybrałam jaśniejszy z dostępnych i  niestety nie wygląda to na mojej skórze naturalnie. Jeśli jesteście Bladymi Twarzami to niestety ciężko będzie dobrać odcień. Wydaje mi się, że ten krem może być dobry dla cer suchych, mimo swojej lekkiej konsystencji, choć dostępna była jeszcze wersja Care, czyli nawilżająca, która miała konsystencję zdecydowanie cięższą i bogatszą, więc ona chyba będzie bardziej odpowiednia dla przesuszonej skóry.

Niestety, BB Glow z Astora nie kupię ponownie.

Tutaj porównianie obydwóch BB.


Od razu widać różnicę w konsystencji - Rimmel bogatszy, gęstszy, Astor lżejszy.

Trzecim produktem, który upolowałam na promocjach jest puder brązujący dla brunetek firmy L’oreal.




Skusił mnie kolor, szukałam lekko popielatego brązu, takiego wpadającego w zimne tony, gdyż jestem typową zimą i mimo ciemnych włosów mam bardzo jasną cerę.



Na pierwszy rzut oka faktycznie taki jest – chłodny odcień brązu (kiedyś nie pomyślałabym, że istnieje takie coś jak „zimny brąz”, przecież brązowy to ciepły kolor… :) ). Jednak przy aplikacji mnie zawiódł – kolor jest cieplejszy niż się spodziewałam. Chciałam uniknąć opalonej na siłę twarzy, ale mi się nie udało :(. Użyłam go do tej pory tylko raz  i mogę powiedzieć, że dla wprawionej ręki aplikacja bronzera będzie nawet przyjemna (pigmentacja dobra), ale jeśli dopiero uczycie się używać bronzera polecam przed aplikacją przypudrować policzki – nie zrobicie sobie plam:) Nie wypowiem się jednak co do kwestii wytrzymałości, po prostu za krótko go używałam, ale jeśli będziecie chcieli wiedzieć, piszcie :).

Oprócz bronzera puder ma też część rozświetlającą. Jest bardzo delikatny rozświetlacz z malutkimi drobinkami, będzie idealny na dzień.


Kończy mi się mój krem nawilżający do twarzy z L’orientu (recenzja już niebawem!), więc skorzystałam z okazji i zakupiłam krem firmy Garnier, która akurat przeceniony był do 7,99 zł (normalna cena to około 13 zł). Dlaczego akurat ten? A bo moja mama bardzo go sobie chwali:) Posiada jednak wersję do skóry przesuszonej (kolor opakowania – różowy), mój jest do normalnej i delikatnej i, co najważniejsze, z SPF 20. Bardzo spodobała mi się jego lekka, ale nawilżająca konsystencja, bardzo takie lubię, więc nie mogę się doczekać, kiedy go wypróbuję.



Może to nie są jakieś łupy za kilka stów, ale zawsze to coś nowego w mojej kosmetyczce:) Dajcie znać, czy również skorzystaliście z Rossmanowych promocji i jakie są Wasze wrażenia:)

Czekam na komentarze!

Pa! :)

Czytaj dalej

środa, 23 kwietnia 2014

Olej arganowy - porównanie olejów dwóch firm



Witam!

Mam dziś dla Was porównanie oleju arganowego dwóch firm: L’orient (dostępny w Mydlarni u Franciszka) oraz Zrób Sobie Krem ( www.zrobsobiekrem.pl )

Oto olej arganowy firmy L’orient:

Zakupiłam buteleczkę o pojemności 50ml w grudniu 2012 roku i podarowałam mamie jako prezent gwiazdkowy (lub/i imieninowy). Oczywiście z zamiarem wypróbowania nie mogłam się doczekać, kiedy mama go otworzy :). Moje pierwsze wrażenie? Po nałożeniu go na twarz poczułam dziwny, ale jednak przyjemny kompres, okład, który delikatnie ocieplił moją skórę. Rano następnego dnia moja skóra była faktycznie nawilżona i miła w dotyku, ale nie widziałam jeszcze tych wszystkich cudownych efektów (pisałam o nich w  ogólnym poście o oleju arganowym TUTAJ). Wystąpiły one dopiero po około 2-3 miesiącach codziennego stosowania. Zapach mnie początkowo zabił, czułam go dosłownie wszędzie, ale po kilku użyciach przyzwyczaiłam się do niego i już mi tak nie przeszkadza. Naprawdę da się z nim wytrzymać:) Jeżeli chodzi o cenę jest to 59zł za 50ml, ale dostępna jest jeszcze wersja o pojemności 100ml za 79zł ( co zdecydowanie bardziej się opłaca). Olej arganowy (jak i wszystkie oleje w Mydlarnii u Franciszka) posiada certyfikat EcoCert. Wydajność? Rewelacyjna! Na początku stosowałam go razem z mamą (przez 2-3 miesiące), potem używała go już tylko mama. Skończył się w październiku 2013.
Zaznaczam, że mama kładła go na twarz, szyję i dekolt co najmniej 4 razy w tygodniu.

Podsumowując: 

Skład: argania spinosa kernel oil
Cena: 59zł/50ml, 79zł/100ml
Kolor: żółtawo-pomarańczowy, słomkowy
Certyfikat: EcoCert
Butelka: z ciemnego szkła

A oto olej arganowy ze Zrób Sobie Krem:

Skuszona ceną (45,50 za 115ml) postanowiłam wypróbować, czy to aby naprawdę TEN PRAWDZIWY olej arganowy. O dziwo, kolor miał ten sam, zapach bardziej orzechowy niż kozi (lecz po jakimś czasie był to ten sam zapach co olej L’orientu), odczucia na skórze identyczne…. Nie podoba mi się tylko butelka. Nie mam pojęcia czy plastikowa buteleczka – identyczna do tej, w którą pakuje się wodę utlenioną, przepuszcza światło słoneczne. Dlatego dla pewności przechowuję olej zawsze w ciemnym miejscu, z dala od promieni słonecznych. Efekty po dłuższym stosowaniu? Takie same jak przy oleju z Mydlarni.

Podsumowując:

Skład: argania spinosa kernel oil
Cena: 9,50zł/15ml, 16,50zł/30ml, 27,50zł/60ml, 45,50zł/115ml
Kolor: żółtawo-pomarańczowy, słomkowy
Certyfikat: brak
Butelka: jasna, plastikowa, ale nie przezroczysta 

Żaden z olejów nie zapycha porów, obydwa ładnie wyrównują koloryt skóry, a także matują, nawilżają i rozjaśniają naczynia krwionośne. Brak certyfikatu i opakowanie przemawiają raczej za kupnem oleju w Mydlarni u Franciszka, nigdy nie wiadomo czym się człowiek smaruje, a chyba wolimy wiedzieć, że produkt, którego używamy jest ze sprawdzonego źródła, a nie z nie wiadomo skąd. Może i olej arganowy z Mydlarni jest droższy, ale sprawdzony, poza tym ufam certyfikatom:)

Próbowałyście obu tych olejów? Może macie inne odczucia? Zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam,

MaddieAnn :)

Czytaj dalej

sobota, 19 kwietnia 2014

Olej arganowy - dlaczego jest dla mnie kosmetykiem idealnym?



O oleju arganowym wiele się już pisało i mówiło, niektórzy twierdzą nawet, że zaczyna już powoli odchodzić do lamusa. Mimo to nie zmienia to faktu, że jest on dla mnie ( i podobno nie tylko dla mnie) chyba najlepszym kosmetykiem do pielęgnacji twarzy. Dlaczego? Właściwie robi wszystko: nawilża, matuje (!), rozjaśnia, zmniejsza widoczność zaczerwienień i drobnych naczyń krwionośnych. W zasadzie jest tutaj wszystko czego oczekuję od tego typu kosmetyku. No i oczywiście ochrona przeciwzmarszczkowa, na którą pozwalam sobie już teraz ( zwróćcie uwagę: OCHRONA przeciwzmarszczkowa, a nie DZIAŁANIE NIWELUJĄCE ZMARSZCZKI, których za dużo jeszcze nie posiadam). Pomyślicie pewnie, że olej arganowy też ma działanie niwelujące zmarszczki. I macie rację. Chodzi tu przede wszystkim o to, że olej arganowy CHRONI PRZED POWSTAWANIEM ZMARSZCZEK ze względu na obecność dużej ilości witaminy E, karotenoidów, polifenoli i fitosteroli, które wykazują silne właściwości przeciwwolnorodnikowe. Niektórzy mówią: „Po co stosujesz olej arganowy, skoro jesteś młoda i nie masz zmarszczek?” Odpowiedź jest prosta: Żeby ich nie mieć w przyszłości. W zasadzie odpowiedź ta jest trochę wyidealizowana, bowiem zmarszczki prędzej czy póżniej i tak się pojawią, natomiast sęk w tym żeby pojawiły się one PÓŹNIEJ niż prędzej. Jeżeli chodzi o działanie niwelujące zmarszczki sprawa ma się następująco: olej arganowy jest bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe (jest ich, a przynajmniej być powinno, około 80%) i skwalen, które uzupełniają ubytki w płaszczu hydrolipidowym skóry, a to wpływa na lepsze nawilżenie i odbudowanie struktury skóry, a kiedy skóra jest odpowiednio nawilżona i zregenerowana, zmarszczki są mniej widoczne. Wydaje mi się, że jest to najprostszy sposób na wytłumaczenie dlaczego JA (i inne dziewczyny w wieku 20+) mogę już stosować olej arganowy.

W Internecie jest mnóstwo o szczegółowym składzie i działaniu. Nie będę się powtarzać, więc tylko skróciłam informacje do najważniejszych i podzieliłam się moimi odczuciami.

Znalazłam w sieci bardzo dobry film, który pokazuje na jakie rzeczy zwrócić uwagę przy kupnie oleju arganowego. Dzięki tym pięciu wskazówkom uda Wam się kupić 100%-wy olej arganowy i będziecie miały pewność, że Wasze pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto.





Pozwoliłam sobie opisać na podstawie tego filmu najważniejsze rzeczy:

Olej arganowy jest coraz bardziej powszechny w kosmetykach. Zainteresowanie nim wzrosło, gdy zwrócono uwagę na piękną cerę i zdrowe włosy u marokańskich kobiet, które zawdzięczają to właśnie olejowi arganowemu. Teraz jest on dostępny praktycznie wszędzie, ale trzeba mocno uważać, by nie natrafić na mieszankę znikomej ilości oleju arganowego i chemicznych, niebezpiecznych składników. Jak pokazuje film najczęściej dzieje się tak w Chinach. Jak zatem rozpoznać ten prawdziwy olej arganowy?

1. Skład. Ciężko tu mówić o jakimkolwiek składzie, bo to przecież ma być tylko jeden składnik – olej arganowy. Jeżeli na etykiecie butelki obok 100% argan oil lub 100% argania spinosa kernel oil wystąpi cokolwiek, oznacza to, że nie jest on czysty i stuprocentowy. Warto zatem od razu sprawdzać skład podany na etykiecie.
2. Opakowanie. Prawidłowo przechowywany olej arganowy to ten w ciemnej butelce. Nigdy w jasnej. Dlaczego? Promienie słoneczne przechodzą przez jasne szkło, a olej arganowy jest bardzo fotoczuły. Nie tylko szybciej traci swoją przydatność do użycia, ale też degraduje się w nim witamina E – następuje jej rozpad pod wpływem promieniowania UV. Wtedy równie dobrze mogłybyśmy się wymazać smalcem – wyjdzie na to samo.
3. Cena. Wszyscy marudzą, że olej arganowy jest drogi. Niestety, musi być. Wyprodukowanie 100-mililitrowej butelki kosztuje MINIMUM 25 dolarów. Gdzie dystrybucja? Rozlewanie? Tak więc nie ma czegoś takiego jak tani olej arganowy. Za przyjemności trzeba płacić.
4. Zapachnieprzyjemny. Oczywiście powinniśmy unikać bardzo mocno specyficznie pachnącego oleju, natomiast nie zmienia to faktu, że olej ten ma zapach… kozy wpadający w orzechowy aromat. Przynajmniej ja tak bym go opisała.
5. Aplikacja. Najlepiej będzie, gdy rozetrzemy 3-4 krople oleju w dłoniach, jednocześnie go rozgrzewając, a dopiero potem zaaplikujemy na twarz, nie omijając oczywiście okolic szyi i dekoltu, a to, co nam zostanie na dłoniach warto wetrzeć w końcówki włosów i paznokcie. Dzięki temu włosy będą bardziej lśniące, a paznokcie mocniejsze.

Tyle z filmu.

Świetnie byłoby, gdyby olej arganowy posiadał jakiś certyfikat, np. EcoCert czy CosmeBio.

Wikipedia podaje, że ziarna arganowca, z których tłoczy się olej trudno rozłupać, więc zbiera się takie ziarna, które są wyplute lub wydalone w odchodach przez kozy…….. (w końcu to ich przysmak). Czy to tłumaczy specyficzny zapach oleju? Nie wiem, w każdym razie zapach, choć nieprzyjemny, da się zaakceptować, tym bardziej, że szybko się ulatnia i na skórze już go tak bardzo nie czuć. Zresztą, nie zapach jest tu najważniejszy, tylko działanie.

Piękna i dorodna kózka na drzewie arganowym

Tak jak pisałam olej arganowy jest wprowadzany do wielu kosmetyków. Często jest to zwykły chwyt reklamowy. Spróbowałam czystego oleju, ale pokusiłam się o sprawdzenie różnych produktów, które w składzie zawierają olej arganowy. Jeśli którekolwiek z nich będą nadawały się do recenzji, to na pewno pojawią się na blogu.

Już niebawem zaproszę Was na porównanie oleju arganowego dwóch firm: L'orient i Zrób Sobie Krem (już dostępny TUTAJ )

Buziaki!
Czytaj dalej

czwartek, 17 kwietnia 2014

Krem pod oczy z serii Zielona Herbata firmy L’orient – recenzja



Witam!

Przy okazji postów o pielęgnacji okolic oczu mam dla Was recenzję kremu pod oczy z zieloną herbatą firmy L’orient, dostępnej w Mydlarni u Franciszka. Jest to mój pierwszy krem pod oczy, który naprawdę działa! Na początek jednak przedstawię to, co obiecuje producent. Krem ma mieć działanie:

·         Intensywnie nawilżające
·         Ochronne
·         Zapobiegające starzeniu się skóry
·         Świetna baza pod makijaż

Oprócz zielonej herbaty znajdziemy w składzie: masło shea, olej arganowy, hydrolizowane białka pszenicy, ekstrakt z owsa, wyciąg z oczaru wirginijskiego, witaminę E i organiczną glicerynę roślinną.

Tak prezentuje się cały skład:


Opakowanie opatrzone jest pięknym EcoCertem.

Cena: 42 złote
Pojemność: 20ml

Jakie są moje odczucia?

·         Krem świetnie nawilża, chociaż dla wyjątkowo przesuszonej skóry może być to niedostateczne nawilżenie,
·         Błyskawicznie się wchłania,
·         Jest mega wydajny! Zostało mi 1/3 opakowania, a krem jest ze mną od 4-5 miesięcy, przy codziennym stosowaniu rano,
·         Moje cienie pod oczami rozjaśniły się. Aż sama nie wierzę w to, co widzę. Oczywiście, jeśli mocno zarwę noc, to tylko dobry korektor daje radę, ale przy codziennym stosowaniu faktycznie skóra się rozjaśnia, wygląda na zdrowszą.

Fajnie by było, gdyby krem posiadał jakiś filtr przeciwsłoneczny. Jest co prawda olej arganowy i masło shea, jednak wydaje mi się, że do okolic oczu ochrona przeciwsłoneczna powinna być zdecydowanie wyższa.

Najbardziej zadowolona jestem z rozjaśnienia cieni pod oczami. Może nie były one zbyt duże, ale bardzo mi przeszkadzały, a za pomocą tego kremu udało się ten problem zmniejszyć :)

Jeżeli chodzi o ochronę przeciwzmarszczkową patrząc na skład wydaje mi się, że jest ok, bardziej zadowolona byłabym, gdyby jednak krem zawierał filtr, wtedy ta ochrona nabrałaby kilkukrotnie wyższej mocy.

Pomimo tego, że krem do tanich nie należy (choć nie jest też bardzo drogi) nie żałuję wydanych pieniędzy. Gorąco zachęcam do wypróbowania, u mnie jak widać się sprawdził :)

Ocena ogólna: 4,5/5

Zapraszam do postów na temat pielęgnacji okolic oczu!
Część 1 - teoria, dostępna TUTAJ
Część 2 - składniki w kosmetykach, dostępna TUTAJ
Część 3 - pielęgnacja w domu, dostępna TUTAJ
Czytaj dalej
Obsługiwane przez usługę Blogger.