środa, 27 maja 2015

Pierre Rene na lato - lakier do paznokci nr 210 Oriental Coral

Hej:)


O tej porze roku choruję na wszystko co koralowe - makijaże, ciuchy, buty, dodatki, paznokcie.... Kiedy widzę ten kolor świecą mi się oczy:) Tak było, gdy ujrzałam piękny koralkowy lakier do paznokci na półce Pierre Rene w Drogerii Natura - nie omieszkałam go oczywiście zakupić. 


Pracowałam kiedyś w salonie kosmetycznym na lakierach Pierre Rene - w sumie to miło je wspominam, najbardziej zapadło mi w pamięć to, że gama kolorystyczna tych lakierów była naprawdę szeroka i tak naprawdę każdy kolor mi się podobał:) Na trwałość też raczej nie narzekałam. A jak się mają moje wspomnienia do wersji nr 210 Oriental Coral? Czytajcie i oglądajcie:)


Lakier dobrze pokrywa paznokieć po dwóch warstwach, ale stuprocentowe krycie uzyskamy po trzech - na zdjęciu paznokcie z trzema warstwami lakieru i top coatem.



Jak na taką ilość warstw lakier trzyma się całkiem dobrze - około 3-4 dni bez jakiś większych prac takich jak obieranie ziemniaków, czyszczenie okien czy przesadzanie kwiatków. W innym przypadku trwałość będzie raczej jednodniowa, ale to jak w przypadku prawie każdego lakieru do paznokci.

Lakier ogólnie ładnie się błyszczy, ale bez topa nie przeżyję i tak:) Nie barwi paznokcia, więc bazowego lakieru nie potrzeba.


CENA: około 11-12zł
GDZIE KUPIĆ: szafa Pierre Rene w Drogeriach Natura (nigdzie indziej tej firmy nie widziałam) 

Czyż ten kolor nie jest obłędny??;)

Jeszcze się Wam pochwalę: w poniedziałek miałam urodziny i dostałam prezent, o jakim marzy chyba każda miłośniczka makijażu - paleta cieni Naturally Yours od Zoevy! Paleta idealna dla mnie - takie cienie u mnie zawsze są w ruchu:) Ale wiecie co? Boję się, że przez to, że jest taka cudowna to nie będę jej używać:D Jak na razie to się na nią gapię i się do niej szczerzę, ale myślę, że jak tylko minie pierwszy szok to pokażę swatche na blogu i może jakiś makijaż:)


________________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!
FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK

Czytaj dalej

wtorek, 19 maja 2015

Jak walczę z cellulitem?

Cześć:)


Ci z Was, którzy dobrze mnie znają, wiedzą, że nie lubię się smarować. Chociaż.... może nie to, że nie lubię, po prostu mi się nie chce, ale też nie mam jakoś wyjątkowej potrzeby by to robić. Jedyna rzecz, która mi zawsze przeszkadzała i czułam, że przydało by się co nieco wsmarować w skórę była sucha skóra na nogach i cellulit.....

No właśnie, nieszczęsny cellulit spędzał mi sen z powiek. Ja doskonale wiem, że samymi kosmetykami problemu nie zwalczę - tak się po prostu nie da, a nawet jeśli, to wróci jak bumerang (tym bardziej jeśli ktoś, tak jak ja, przyjmuje tabletki antykoncepcyjne). Mimo wszystko postanowiłam jednak coś na uda i pośladki stosować - jeśli skóra jest odpowiednio nawilżona, jej struktura się poprawia, uelastycznia się i skórki pomarańczowej tak bardzo nie widać. Wypróbowałam kilku kosmetyków i zauważyłam, że im tłustsza i cięższa konsystencja, tym lepiej dla skóry i gorzej dla cellulitu:)

Tłuścioch, drapanka i masaże

Poprzestałam więc na poczciwym maśle shea:) Aby wzmocnić jego działanie, dodaję do niego kilka kropel olejku grejpfrutowego. Dlaczego akurat tego? Olejek eteryczny z grejpfruta przyspiesza wydalanie toksyn z komórek, co jest dość istotne w kuracji antycellulitowej. Ponadto uwielbiam jego zapach - przechodzą mi dzięki niemu bóle głowy, nawet te migrenowe (z tym, że trzeba interweniować wcześnie, póki ból się nie nasili i nie pojawią się ewentualne nudności). W planach mam jeszcze zakup olejku imbirowego, który poprawia ukrwienie:)




Przed wcieraniem masła w newralgiczne, dotknięte cellulitem miejsca, robię sobie małą.... drapankę za pomocą gąbki loffah. Na sucho. Taka gąbka mięknie z kontakcie z wodą i nie drapie skóry, a na tym mi właśnie zależy:) To ma zastąpić tradycyjny peeling, który wykonujemy pod prysznicem - ścieram martwy naskórek, który przeszkadza w prawidłowym wchłanianiu się kosmetyku. Nie robię jednak tego codziennie - mogłaby podrażnić skórę, gdyż taka gąbka naprawdę potrafi mocno podrapać:)

Po ewentualnej "drapance" mieszanką masło shea+olejek grejpfrutowy smaruję uda i pośladki wieczorem, przed pójściem spać. Staram się przy tym wymasować skórę, mocniej ją uciskać i ugniatać. Taki masaż wykonuję przez kilka minut - więcej by mi się nie chciało. Na szczęście te kilka minut w zupełności wystarcza - masaż rozgrzewa i pozwala preparatom kosmetycznym lepiej się wchłonąć.

Wyszczuplanie i ujędrnianie - zobacz na Ceneo
Trochę ruchu, trochę diety....

OK, wydrapałam się, wysmarowałam tłustym masłem i co? Kłaść się spać z taką warstwą tłuszczu na skórze? Nie:) Czas na przysiady:) Świadoma tego, że nie samymi kosmetykami cellulit da się zwalczyć, wykonuję 3 serie przysiadów po 10 powtórzeń. Może nie dużo, ale w ciągu dwóch tygodni udało mi się zauważyć to, że mięśnie ud są wzmocnione (po prostu czuję, że mam mięśnie, a nie tylko skórę), a pupa nieco się podniosła:) Muszę jeszcze zaznaczyć, że nie są to takie zwykłe przysiady - robię je na szerzej rozstawionych nogach, z wyprostowanymi plecami, jak najniżej mogę, a w momencie wstawania z przysiadu świadomie mocno napinam mięśnie pośladków. Ważne jest to, żeby to napięcie kontrolować - jeśli nie będziemy tego robić, mięśnie nie będą dostatecznie napięte. Na początku czułam bardzo lekkie zakwasy, w tym momencie już tego nie czuję. Takie zabiegi wykonuję 4-5 razy w tygodniu, z gąbką 2-3 razy.

A co z dietą? Przede wszystkim zrezygnowałam z soli, która zatrzymuje wodę w organizmie. Staram się nie solić kanapek, dań, które przygotowuję, nawet wody, w której gotuję makaron czy ryż staram się nie solić, chociaż z tym to akurat różnie u mnie bywa. Ponadto staram się ("staram się" to dość częste, bo trafne stwierdzenie:)) ograniczyć ilość spożywanego tłuszczu, co dało bardzo pozytywne rezultaty w moim ogólnym samopoczuciu - czuję, że jakoś moim kiszkom lepiej idzie trawienie, nie mam wzdęć i nie czuję się jak napompowana jak opona od ursusa, gdy mam PMS. I troszkę schudłam:) Do tej listy ograniczanych produktów spożywczych dorzuciłam jeszcze słodycze - w tym momencie zjedzenie kilku czekoladek kończy się u mnie nudnościami i bólem żołądka.

Raz w tygodniu staram się też.... tańczyć:) Nie mam za bardzo czasu i kasy na zapisanie się na zumbę, ale coś tam kumam w tym temacie, włączam youtube i jazda!:) Zastanawiam się też nad tym, czy by nie zacząć sobie gdzieś truchtać, nawet miałam zacząć to robić od tego tygodnia, ale dopadł mnie półpasiec:( No cóż, z tego pomysłu postaram się nie zrezygnować:)

W tym momencie, jeśli miałabym określić procentowo w jakim stopniu cellulit został zniwelowany, po 3 tygodniach takiej kuracji, będzie to około 40%.  Myślę, że to dużo, a na pewno będzie jeszcze więcej. Wreszcie poczułam, że mam jakieś mięśnie, a pośladki fajnie się podniosły:) Jestem jak na razie zadowolona, narzeczony też;) Jednak zdjęć przed/po Wam niestety nie przedstawię - wstydzę się robić sobie foty w majtach:D

A jak Wy walczycie z cellulitem?:)

______________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!
FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK

Czytaj dalej

czwartek, 14 maja 2015

Wielki haul: Rossmann -49%, Drogeria Natura, Hebe, kosmetyki do pielęgnacji i kolorówka.....Uwaga, dużo tego!;)

Cześć:)

Mam wrażenie, że większa część kosmetycznej blogosfery opublikowała już swoje haulowe posty po wielkich promocjach w drogeriach, tylko ja jeszcze zalegam....:) Ale to tylko dlatego, że trochę się tego skumulowało, poza tym czekałam do wczoraj na promocję -40% na kosmetyki Bourjois w drogerii Hebe. Efekty szaleństwa zakupowego przedstawiam poniżej, miłego oglądania;)

Pielęgnacja



Kompletowałam ostatnio maseczki, szczególnie Lomi Lomi, które mam zamiar Wam je przedstawić w osobnym poście, ale nie mogę niestety dorwać ogórkowej:/ Mam nadzieję, że mi się uda, bo chciałabym Wam pokazać wszystkie rodzaje;) Do tej "maseczkowej" kolekcji doszły jeszcze płatki pod oczy Efektima z czerwonym winem i maseczka kakaowa z Ziaji, która jak widać już poszła w obroty i przypadła mi do gustu bardziej niż wersja oliwkowa:)


Skusiłam się wreszcie na kosmetyki Alterry. Pierwszymi testowanymi przeze mnie produktami tej firmy będzie emulsja oczyszczająca z granatem, którą wyczaiłam u Danceer z bloga http://chemical-cheap.blogspot.com/ oraz krem pod oczy Winogrona i Biała Herbata.



Odkryłam w Kielcach świetną drogerię, w której można kupić kosmetyki rosyjskie:) Szampon "Siła Konia" testuję już od jakiegoś czasu i z pewnością zostanie moim ulubieńcem, wczoraj zakupiłam także czarne mydło cedrowe do ciała i włosów (choć ja będę go używać do włosów) - spójrzcie na ten skład!:) Do tego doszła jeszcze odżywka na porost włosów z Apteki Agafii oraz organiczny krem do twarzy do 35 lat:) Jeszcze się mieszczę:)


Jakiś czas temu wygrałam u Kasi z bloga http://kassiiaa.blogspot.com/ złote serum ze ślimakiem Gold - firma u nas nieznana, bardziej ekskluzywna, serum kosztuje około 50 funtów i ponoć stosują go gwiazdy, więc tym bardziej się cieszę, że udało mi się je wygrać:)


A na koniec sprawiłam sobie w Drogerii Natura jeszcze malinową mgiełkę zapachową Fruttini - a taki kaprys i już:) Będzie się świetnie sprawdzać na lato:)

Kolorówka



W Rossmannie zaszalałam najbardziej podczas zniżki na kosmetyki do makijażu twarzy. Obydwa wiodące rozświetlacze, czyli Wibo Diamond Illuminator i Lovely Silver Highlighter znalazły się w mojej kosmetyczce, zdecydowałam się także na zakup podkładu 3 w 1 Face Finity Max Factor - początkowo kupiłam jeden, ale tak mi się spodobał, że kupiłam też drugi, w ciemniejszym odcieniu na lato:) Przyciągnęły mnie też tym, że były dostępne testery chyba wszystkich odcieni, a same podkłady były zafoliowane. Podejrzewam, że gdyby było inaczej to w ogóle bym na nie nie zwróciła uwagi, a niestety tak się zdarzyło w przypadku tuszów do rzęs z L'oreala.....



No właśnie, miałam wielkie plany zrobić sobie zapas Volume Million Lashes. Plany spaliły na panewce, bo za każdym razem, kiedy trafiałam do Rossmanna to tusze były już mocno przebrane i... poodkręcane. Stwierdziłam, że nie kupię niezabezpieczonego tuszu i pobiegłam do drogerii Lida Kosmetyki (w której zakupiłam kosmetyki rosyjskie) i tam za 30zł udało mi się zdobyć tusz:) Nowiutki, wyjęty z szufladki. Jedyne, co udało mi się zakupić w Rossmannie na promocji na kosmetyki do oczu to serum do rzęs Eveline.


W Drogerii Natura nie poszalałam. Zakupiłam jedynie sypki cień do powiek Star Dust od My Secret nr 4 i paletkę matowych cieni Absolute Matt od Catrice:) Obydwa produkty już Wam przestawiłam w innym poście, do przeczytania TUTAJ.



Jakiś czas temu skusiłam się na puder do konturowania HD z Inglota, nr 509, najciemniejszy. W świetle sztucznym jego kolor bardzo mi się spodobał - był to chłodny odcień, ale jak go zaniosłam do domu, to zobaczyłam, że wpada on jednak w cieplejsze tony.... Nie wiem, gdzie ja miałam oczy, no ale dobra, używam go i w sumie jestem zadowolona, ładnie się utrzymuje na buzi, dobrze się go rozciera, zbliża się lato, więc kolor odcień będzie ok.



























Skorzystałam też z 20% zniżki na produkty Makeup Revolution na http://www.ekobieca.pl/. Niestety dalsze próby poszukiwania bronzera w chłodnym odcieniu spełzły na niczym, na stronie piękny chłodny, wręcz popielaty brąz w paletce do konturowania, a w rzeczywistości ciepły, jasny odcień.  Podoba mi się za to ten rozświetlacz w środku i mam trochę problem z tym produktem, nie wiem czy go sprzedać, czy zostawić:) Poza tym kupiłam też paletę cieni Iconic Pro 2, na którą już od dawna miałam chęć:) Ja wiem, że to kolejna paleta, ale cieni nigdy za dużo;) Szczególnie z MUR, ostatnio się przekonuję, że są lepsze od Inglota;)





Wpadłam też do Sephory, mieli akurat zniżkę 20% na kosmetyki z okazji nocy zakupów w kieleckiej Galerii Echo. Zakupiłam sephorowy cień w odcieniu 09 Jungle Party, który po zniżce kosztował mnie chyba tyle co paleta MUR, no ale był tak piękny, że nie mogłam:) Uwierzcie mi, że w świetle dziennym może tak zachwycająco nie wygląda, ale za to w sztucznym... bajka:) Kiedyś Wam go pokażę w makijażu:)


W Rossmannie za nic w świecie nie mogłam odnaleźć pudru sypkiego Bourjois w kolorze 01 Peach. Albo była dwójka, albo w ogóle. Wkurzyłam się, bo taka zniżka trafia się raz na rok, albo i rzadziej, a tu nawet tego pudru nie mogę kupić. Zwiedziłam większą część Kielc w poszukiwaniu tego odcienia i nic. No cóż, z pomocą przyszło mi za to Hebe, gdzie 12 i 13 maja była zniżka 40% na produkty tej marki i udało mi się go zdobyć w przyzwoitej cenie. 60 złotych za puder to trochę dla mnie za dużo:/


Moje paznokcie ostatnio szalenie się rozdwajają, nigdy aż takiego problemu nie miałam. Skoczyłam do Golden Rose, gdzie chciałam początkowo zakupić odżywkę Black Diamond, ale pani doradziła mi odżywkę witaminową. Na razie nie widzę spektakularnych efektów, ale zobaczymy, co bedzie po dłuższym stosowaniu. Dostałam też od dziewczyny mojego brata (która notabene jest świetną wizażystką i mam nadzieję, że zdecyduje się w końcu założyć bloga!) odżywkę do paznokci CC Z Bielendy, podobno dobra:)



No i na koniec jeszcze pokażę Wam dwa pędzle Hakuro - H22 do rozświetlacza, ale ja będę go używać do pudrowania korektora pod oczami oraz skośnego do kresek H85, który sprawdza się w tej kwestii o niebo lepiej niż prosty cieniutki pędzelek, jakoś mi lepiej wychodzi kreska wyrysowana za pomocą skośnego pędzelka:)

Ufff.... To by było na tyle. Przyznam szczerze, że gdy przymierzałam się do fotografowania tych wszystkich kosmetyków, to byłam pod wrażeniem ich ilości, chyba sama nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile kupiłam:) Jeśli ktoś mi zarzuci, że jestem chora i uzależniona od kosmetyków to.... przyznam mu rację:)

A Wy? Poszalałyście czy nie? Dajcie też znać, o jakich produktach chciałybyście poczytać trochę więcej, może uda mi się wyskrobać dla Was recenzję:)

_______________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!

FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK

Czytaj dalej

środa, 13 maja 2015

Urodzinowe rozdanie - WYNIKI!

Hej:)

Przedstawiam wyniki rozdania z okazji pierwszych urodzin bloga:) Czekaliście pewnie, co?;) Zwycięzcą zostaje.....



Aneta K.! Gratuluję serdecznie:) Już piszę do Ciebie maila, proszę o odpowiedź w ciągu najbliższych 3 dni roboczych, jeśli jej nie dostanę, wylosuję innego zwycięzcę:)


Kochani, bardzo Wam dziękuję za tak liczny udział w tym rozdaniu, sama się nie spodziewałam takiego zainteresowania:) Dziękuję też, że jesteście ze mną już rok:) Obiecuję, że to nie ostatnie rozdanie, będą kolejne, więc tym, którym się nie udało, zapraszam do dalszego obserwowania, może następnym razem się uda:)

_____________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!

FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK
Czytaj dalej

środa, 6 maja 2015

Savon noir Neroli - czarne cudo z Maroka:) | RECENZJA

Hej:)

Dam Wam (i sobie) dziś odsapnąć od kolorówki - przygotowałam recenzję czarnego mydła z neroli firmy L'orient, który możecie zakupić w Mydlarniach u Franciszka. Cóż to za cudeńko?:)


Do oczyszczania skóry twarzy i ciała zawsze przykładałam większą uwagę. Wybieram produkty dobrej jakości i mimo tego, że nie mam cery wrażliwej czy podatnej na alergie, staram się kupować mydła, które nie straszą całą gamą potencjalnie uczulających substancji w składzie (np. SLS). Pięknie pachnące żele do mycia zapakowane w eleganckie opakowania dumnie prezentujące się na drogeryjnych półkach kompletnie mnie nie satysfakcjonują - nie zapewniają mi dokładnego oczyszczenia skóry, często ją przesuszają, dlatego szukam czegoś bardziej unikatowego, o dobrym składzie i nieprzeciętnej jakości. Czasem za taki produkt trzeba zapłacić trochę więcej, ale korzyść dla naszej skóry będzie najprawdopodobniej współmierna do ceny. Dlaczego to takie ważne? Bo na nic zda się używanie najlepszego kremu za kilkaset złotych, kiedy aplikujemy go na nieoczyszczoną skórę - nie wchłonie się dostatecznie, składniki aktywne nie zdołają się przedostać w głębsze warstwy naskórka, a dogłębne nawilżenie, które obiecuje producent, będzie wyczuwalne tylko powierzchniowo. 

Czarnego mydła używam już od dwóch lat i dzięki niemu moja skóra jest zawsze świetnie oczyszczona i spokojnie mogę testować kremy i maseczki, bo będę wiedzieć, jak naprawdę działają:)

Konsystencja, zapach i sposób stosowania

Mydło jak widać czarne jest tylko z nazwy, tak naprawdę ma barwę brązową, lekko bursztynową. W swojej konsystencji jest bardzo gęste. Przy próbie wyjęcia niewielkiej ilości mydła z plastikowego słoiczka, może się trochę ciągnąć. Jeśli chodzi o zapach to jest to dla mnie jeden z najbardziej nieziemskich aromatów. Nie wszyscy lubią zapach gorzkiej pomarańczy, ale ja go wprost uwielbiam, nawet czasem odkręcam wieczko tylko po to, żeby sobie to mydło powąchać:)


Produkt można stosować zarówno do mycia twarzy, jak i do peelingu - pozostawione na skórze na 5 minut działa złuszczająco. Po tych pięciu minutach możemy wzmocnić efekt oczyszczenia mocząc lekko mydło, które jest na skórze i masując około 2 minuty, w tym czasie mydło lekko się spieni. Przy spłukiwaniu należy mocno zacisnąć oczy - niewielka ilość może podobno wywołać szczypanie, mi się to jeszcze nie zdarzyło, ponieważ mocno stosuję się do tego zalecenia:) Spłukiwanie mydła do czynności błyskawicznych nie należy - trzeba się trochę namachać, zanim go całkowicie usuniemy ze skóry. Gdy już się to stanie usłyszymy skrzypanie, podobne do tego przy czyszczeniu szyby!:)


Moja opinia

Pamiętam, że przy pierwszym kontakcie z tym mydłem moja skóra lekko się zaczerwieniła i gdzieniegdzie delikatnie swędziała, ale potem już nigdy mi się to nie zdarzyło. Słyszałam, że pierwsze spotkanie tego produkty ze skórą jest dla niej lekkim szokiem i może tak zareagować, ale potem szybko się przyzwyczaja i nie wyrządza jej żadnej krzywdy:)

Mydło działa jak peeling enzymatyczny i tak go stosuję - 1 lub 2 razy w tygodniu. Można też umyć nim twarz, ale do demakijażu się nie nadaje, możemy tylko przemyć nim skórę po usunięciu makijażu. Zdarza się, że gdy mam na twarzy cięższy makijaż ( impreza lub po prostu zła kondycja skóry, którą chcę pod nim  ukryć) używam mydła do dokładniejszego oczyszczenia skóry. 

Ktoś pewnie pomyśli, że peeling enzymatyczny to taki delikatny peeling, że przydało by się coś mocniejszego. Nic bardziej mylnego! To najmocniejszy peeling, z jakim miałam do czynienia, mocniejszy i dokładniejszy niż wszystkie peelingi mechaniczne, które przetestowałam (równać się z nim może tylko korund) i dlatego tak bardzo mi się podoba:) Złuszczenie jest bardzo dokładne, głębokie i mocno wyczuwalne:) Skóra jest maksymalnie odsłonięta, bardzo wygładzona i świeża. Jeszcze żaden produkt tak dobrze na moją skórę nie podziałał:) Po jego użyciu, przy tonizowaniu skóry płatek kosmetyczny wygląda tak samo, jak wyglądał przed użyciem, nie ma na nim śladu zanieczyszczeń, a wszelkie kremy i maski rewelacyjnie się zachowują - dobrze się wchłaniają i nawilżają skórę, nie mówiąc już o tym, że po takim peelingu makijaż wygląda bardzo świeżo:)

Jeszcze piękniejsze jest to, że dzięki temu produktowi pozbyłam się zaskórników, a wypryski prawie już w ogóle się na mojej skórze nie pojawiają:)

W Mydlarnii u Franciszka jest kilka wersji czarnego mydła: tradycyjna Beldi, nawilżająca z różą damasceńską i z eukaliptusem do cery problematycznej. Wersja z neroli jest przeznaczona dla skóry mieszanej i naczyniowej, czyli mojej:) Przeszłam przez Beldi i różę - obydwie równie wspaniale oczyszczają skórę, ale Beldi jest nieco delikatniejsza od neroli, a róża dodatkowo świetnie nawilża. Ja jednak wolę efekt regulujący wydzielanie łoju i to właśnie wersja z neroli zapewnia - stwierdziłam zdecydowanie mniejsze przetłuszczanie się skóry w strefie T. Co do działania na naczynka to efekty zaobserwowałam po około 2-3 miesiącach stosowania - czerwone plamy, które zadowolone osiedliły się na mojej skórze już nie są tak czerwone, choć w tym temacie jedynie kompleksowa pielęgnacja coś może u mnie zdziałać.

Podsumowując:

+ mydło bardzo dokładnie oczyszcza skórę
+ reguluje pracę gruczołów łojowych
+ mocno złuszcza martwy naskórek
+ nie wysusza skóry
+zlikwidowało zaskórniki i mocno ograniczyło pojawianie się wyprysków
+ pięknie pachnie
+ jest bardzo wydajne (stosowane 1-2 razy w tygodniu wystarcza mi na około pół roku)


6/6 - produkt idealny:) Czarne mydło marokańskie z neroli firmy L'orient to coś, od czego już się chyba nie uwolnię...;)

GDZIE KUPIĆ? Mydlarnia u Franciszka
KOSZT: 28zł


Znacie czarne mydło? A może ktoś z Was też spróbował tej wersji? Chętnie przeczytam Wasze komentarze:)

_______________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!

FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK

Czytaj dalej
Obsługiwane przez usługę Blogger.