niedziela, 7 grudnia 2014

7 denerwujących typów klientów w sklepie kosmetycznym




Cześć!

Dziś będzie wpis bez recenzji:) Postanowiłam wyróżnić w tym poście typy klientów, którzy przychodzą do sklepu z kosmetykami, w którym pracuję i swoim zachowaniem na długo zapadają mi w pamięć – i to zazwyczaj w tym negatywnym sensie. 

1. „Chcę coś na prezent”

Zazwyczaj posiada prawie zerową wiedzę o osobie, którą chce obdarować. Potrafi jedynie określić płeć (wow!) i czasem wiek („no taka w moim wieku”), co stawia mnie, jako sprzedawcę w kłopotliwej sytuacji („czyli dla osoby koło 50-tki?” „CO PANI!! Ja mam 40 lat!” albo „W takim razie polecam pani tą silnie przeciwstarzeniową serię kosmetyków”– hipotetyczne sytuacje). Dziwi mnie sam fakt, że taki ktoś zawitał do sklepu z kosmetykami. Przecież nie polecę konkretnej linii produktów, nie znając wieku, już nie wspomnę o rodzaju cery osoby obdarowywanej.  Na szczęście sklep oprócz kosmetyków oferuje produkty niekosmetyczne, na przykład zapachy do wnętrz. Schody zaczynają się w momencie, gdy osobnik taki powie: „Eee nie spodoba się”/”To oklepane, zbyt proste”. Moje nerwy są czasem na granicy zepsucia, bo takiej osobie chyba nic się nie spodoba lub dany kosmetyk może jej zaszkodzić. Pół biedy jeśli osobnik „Chcę coś na prezent” pobędzie w sklepie kilka-klikanaście minut, co innego jeśli spędza w nim godzinę i jest jeszcze na mnie zły, że nic mu nie poleciłam! 

2. „Bo wie pani…”

Typowe plotkary, w 99% przypadków kobiety. Starsze kobiety. Snując swoje często wyssane z palca opowieści o klientce, która przed chwilą wyszła, a mieszka niedaleko i była  niedawno w szpitalu, więc chyba ma raka, a jej syn wyjechał do Włoch i zarabia dużo pieniędzy, bo pracuje dla mafii, przeszkadzają mi w pracy. Zazwyczaj przychodzą w dniu dostawy, przed świętami Bożego Narodzenia, w Dniu Matki, Kobiet czy w Walentynki. Mają zdolność do perfekcyjnego wyczuwania atmosfery ogromu pracy i skutecznego przerywania jej ciągłości. W efekcie sprzedawca musi zostać po godzinach.
 

3. „Do jakiej skóry potrzebuje pani kremu?” „Do mojej.”

Czasem przypieczętowane zdaniem: „Niech pani dotknie!”.  Przypadek śmieszny, aczkolwiek denerwujący po jakimś czasie. W takim przypadku sprzedawca ratuje się dodatkowymi pytaniami, na których odpowiedzi mają określić mniej więcej typ skóry. 

4. „Czemu tu jest tak drogo?”

Pracuję w sklepie ze średnią półką cenową, więc obiektywnie patrząc drogo nie jest, ale super tanio też nie.  Rozumiem, że ludzie nie mają pieniędzy. Szkoda tylko, ze ludzie nie rozumieją, że nie ode mnie zależą ceny produktów. Moja mała rada: nie stać Was? Nie wchodźcie i nie trujcie dupy sprzedawcy, bo on ma słabe nerwy i żadnego wpływu na ceny.

5. „Poproszę rabat”

Bliski krewny osobnika „Czemu tu jest tak drogo?”. Szantażysta: „Jeśli nie da mi pani rabatu, to tego nie kupię”, „W sklepie przy ulicy X jest taniej! Tam pani od razu dała mi rabat!” Proponuję zapoznanie się z różnicą między wyrazami „sklep prywatny” i „sieć sklepów”. Sprzedawca w sklepie, która należy do sieci NIE MOŻE udzielić rabatu, w momencie, kiedy nie ma akcji rabatowej lub klient nie posiada kuponu promocyjnego (oczywiście aktualnego). W niektórych sieciówkach mógłby wylecieć za to z pracy. Naprawdę chcecie pozbawiać ludzi pracy? I jeszcze jedno: skoro pani w innym sklepie dała Wam aż 50% rabatu na produkt, mało tego, zawsze daje Wam rabaty, to znaczy, że jej produkty są gówno warte.
 

6. „Pewnie i tak nie działa…”

We wszystkich przypadkach to zdanie okraszone jest szyderczym śmiechem. Zazwyczaj typ ten dodaje „A co pani gada, to wszystko to kłamstwo!” Skąd, do jasnej cholery, wiesz, że dany produkt nie działa, skoro go nie stosowałeś? Czy ja rozmawiam z Davidem Copperfieldem? Czy z wróżbitą Maciejem? Jest to jeden z najgorszych typów klientów, przynajmniej dla mnie, ponieważ podważa moje kompetencje. Nienawidzę tego.

7. „Dlaczego te kosmetyki tu stoją?!”

Pytanie, na które w pierwszej chwili nie potrafię odpowiedzieć, jedyne, co mogę zrobić to wybałuszyć oczy. Uwierzcie, że są tacy nawiedzeni klienci, którzy mają pretensje, że sklep ma logo w kolorze różowym, podłoga nie jest wyścielona czerwonym dywanem, a sprzedawca ma czelność oddychać. Zazwyczaj upatruję w życiu prywatnym takich osobników same niepowodzenia. Najprawdopodobniej taki ktoś stracił pracę, urodziło mu się czarnoskóre dziecko lub przegrał w kasynie ostatnie 5 złotych i przyszedł  się wyżyć na sprzedawcy.

Do klientów: jeśli reprezentujecie któryś z typów, to zastanówcie się, czy warto przelewać swoje życiowe niepowodzenia na Bogu ducha winnych sprzedawców. Zastanówcie się, jaką rolę ma sprzedawca w sklepie – ma on profesjonalnie doradzać, sprzedać produkt, przyjąć pieniądze i ewentualnie wydać resztę. Kulturalnie Was przywitać i pożegnać. Nie jest kukiełką do pomiatania, ani powiernikiem Waszych sekretów. Nie jest robotem, który robi wszystko automatycznie, a po obsłudze poleruje Wam buty na pożegnanie i który nigdy się nie myli, nie popełnia błędów. Jest takim samym człowiekiem jak Wy. I to dość cennym, ponieważ posiada wiedzę, której Wy nie macie , a która może Wam pomóc. 

Do sprzedawców: spróbujcie się zdystansować. Wiem, że to trudna sztuka, ale uwierzcie mi, że warto. Wasze zdrowie jest ważniejsze niż czyjeś wyolbrzymione zachcianki czy nieuzasadnione pretensje. Jesteście profesjonalnie przeszkoleni, macie wiedzę, zachowujecie się kulturalnie, więc każda bezsensowna krytyka powinna po Was spływać. Doceńcie spokojne chwile spędzone w domu, wśród rodziny czy ukochanej osoby – nie rozpamiętujcie niemiłych chwil w pracy, bo naprawdę można się od tego rozchorować, niestety coś o tym wiem;)

Czytaj na blogu: Denerwujący klienci - kolejne typy...

Zobacz też:

46 komentarzy:

  1. ja pracowałam w sklepie 'wszystko po 3zł' i też pytali o znikę lub czemu tak drogo ?! to dopiero śmiech na sali :|

    OdpowiedzUsuń
  2. no niestety w pracy z ludźmi najgorsi są ludzie :D tak było jest i będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Całe szczęście ja taką kilientką nie jestem :P ale widzę czasami te "szalone" starsze Panie które robią sceny... nie raz współczułam sprzedawczyni, że musi tego wszystkiego wysłuchwać. Swoją droga jak te kobietki twierdzą, że gdzieś jest taniej / lepiej itd. to czemu tam nie pójda na zakupy tylko Tobie trują?
    Z drugiej strony też znalazłam się nie raz w sytuacji gdzie sprzedawczyni próbowała wciskać kit, że jakiś kosmetyk jest super, ma taki boski skład a działa niczym operacja plastyczna. A jak już się spojrzało na ten fantastyczny skład to nic w nim takiego ekstra nie było...Taki sklep jest dla mnie od razu spalony.
    Tak więc wszystko zależy na kogo i gdzie się trafi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ubolewam nad tym, że wszystkie przypadki przeze mnie opisane dotyczą głównie starszych ludzi. Młodsi ludzie zazwyczaj umieją się zachować i nie są bezczelni, a jak im się ceny nie podobają to mówią: "Dziękuję, ale dla mnie to jednak za drogi kosmetyk. Jest może coś tańszego?" I to jest ok! Bez pretensji, gorzkich żali i obwiniania. Szkoda, że tak jest, bo starsi ludzi powinni świecić przykładem, a tymczasem jest odwrotnie.
      Zgadzam się z Tobą, że nie tylko klienci są nieznośni, wśród sprzedawców też można by wyróżnić kilka takich denerwujących typów.

      Usuń
    2. oj masz rację! Jakoś tak się przejeło, że starsi zawsze narzekają na młodych, że nie mili nie kulturalni itd... a sami czasem nie są lepsi... :(

      Nominowałam Cię do Liebster Blog Award także zapraszam do mnie na bloga po szczegóły ;)

      Usuń
  4. Ja pracowałam prawie rok w sklepie z biżuterią (sztuczną, nic specjalnego) i też swoje przeszłam. NIGDY więcej pracy w sklepie. Nigdy. Ludzie są tak upierdliwi, niewychowani i niezdecydowani, że żyć się odechciewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym być w sytuacji, w której mogłabym sobie pozwolić na wybór pracy, lecz jeśli nie ma nic innego w mieście bez perspektyw, to się pracuje w sklepie. I wszystkie pomyje z ludzi spadają na Ciebie.

      Usuń
  5. Jako młoda klientka z niewielkimi zasobami pieniężnymi paradoksalnie często obserwuję osoby, które narzekają na ceny produktów, mimo że mają stałą pracę i dość pokaźne dochody. W przeciwieństwie do mnie. :)
    Myślę, że większość z tych ludzi lubi przyjść sobie trochę pomarudzić, oczekując cudotwórstwa od obsługi, a tymczasem rola ekspedientek polega na nakierowaniu nas na odpowiedni produkt. Sami klienci muszą wiedzieć czego chcą, jakie mają potrzeby, tak aby pracownicy sklepów mieli na czym bazować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sklep to takie wspaniałe dla szarego człowieka miejsce, w którym może poczuć się jak pan i władca. Czasy "Stój Kliencie Lub Ewentualnie Poproś - SKLEP" już dawno się skończyły.
      Często klienci właśnie nie wiedzą czego chcą, liczą na to, że sprzedawca rozwiąże ich problemy. A to nie o to tu chodzi.

      Usuń
  6. Pracowałam jakiś czas temu w sklepie odzieżowym i było dokłądnie to samo, tylko, że slowo "kosmetyki" należy zastapić dowolną "bluzką, apaszką, spodniami itp."...ręce mi opadały, jak słyszałam komentarze niektórych ludzi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać takich klientów można spotkać we wszystkich branżach....

      Usuń
  7. To i ja swoje dorzucę.
    O klientach nasłuchałam się już od mojej mamy pracującej w sklepie sporzywczym. Ale, moje drogie.
    Klienci klientami, a ja pracuję na inflinii medycznej (spora sieć przychodni na całą Polskę) wierzcie mi, pacjenci też są często beznadziejni.
    Przykłady?
    On/ona lub dziecko chore tak strasznie, normalnie umiera, ale wizyta tylko do tej doktor, tylko w tym jednej placówce i koniecznie popołudniu!
    Spóźnialscy, lub nie stawiający się na wizytę "bo zapomniał/ala" i mający pretensje, że kolejny termin tak daleko.
    Płacę to rządam. Pacjent, dla którego MUSISZ zrobić wszystko, bo ON/ONA tak chce, bo płaci składkę. Nie ważne, że jego/jej abonament jest jednym z niższych (to opieka prywatna).
    Krzykacze. Na wszystko co tylko się nie spodoba reaguje krzykiem, często nie dając nawet dokończyć zdania.
    Kierowcy. Dacie wiarę, że ludzie dzwonią umawiać się do lekarza prowadząc auto?... mnie to załamuje.
    Tak więc... Ludzie.
    Ale zgadzam się z Tobą, An. Trzeba troszkę pomyśleć nad swoim zachowaniem.

    ~ Vidaet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosz kurcze pieczone na ruszcie z bekonem =.= nie ma to jak palnąć dwa głupie orty....
      Przepraszam, oczywiście powinno być "spożywczym" i "żądam"....
      Gapa ze mnie, zauważyłam dopiero jak zauważyłam swój komentarz opublikowany.... -.-

      ~ Vidaet

      Usuń
    2. Haha:) Zdarza się:)
      Co do zastanawiania się nad zachowaniem - trzeba, ale weź przetłumacz to ludziom. Najgorsze jest to, że jako pracownica sieciówki nie mogę się odezwać, choć czasem mnie korci, żeby kogoś przywrócić do porządku:)

      Usuń
  8. Kurcze szczęka mi opadła :O a mi czasem głupio podejść do babki i poprosić o pomoc w doborze odpowiedniego podkładu itp bo wiem np że jest aktualnie sama na zmianie (nikt z obsługi więcej się po sklepie nie kręci) i musi sama wszystko ogarnąć :D a tu takie numery ludzie odstawiają :D a wgl trzeba być idiotą żeby sprzedawcę obwiniać o ceny w sieciówce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też jest czasem głupio!:) No cóż, jak widać są ludzie i parapety:)

      Usuń
  9. Ja pracowałam w sklepie z e-papierosami. To dopiero był hardkor! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja pracuję w niedużym sklepie spożywczym samoobsługowym i znam ten ból:) Dodam do tego jeden z naszych nielubianych typów : "Kochanieńka gdzie leży" Często klienci starsi a czasem i młode pokolenie klientek (przede wszystkim kobiety) wchodzą do sklepu i już od progu wołają po co przyszli i domagają się żeby to najlepiej już znalazło się w ich koszyku (jeśli takowy wezmą ,bo często nie biorą tłumacząc że oni tylko po jedną rzecz a potem powstałe przy tym stłuczki my musimy sprzątać i jeszcze nie chcą zapłacić) a często taka klientka jak już dorwie cię na sklepie to nie odpuści dopóki nie włożysz jej do koszyka całej listy zakupów z którą przyszła . Masakra wielokrotnie odrywają kasjerki od kasy żeby im zakupy zrobiły i tu zaczyna się lament klienta "śpieszę się bardzo". Taki klient chodzi po sklepie kawał czasu a jak podejdzie do kasy to najlepiej żeby był pierwszy i szybko obsłużony bo nagle mu się spieszyć zaczęło.. My z koleżankami stwierdziłyśmy że ludzie pracujący w sklepach z klientami powinni do pensji dostawać karnet do relaksującego spa raz w tygodniu połączonego z terapią wyciszającą .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki karnet też by mi się przydał:) Swoją drogą trzeba czasem zwrócić uwagę klientowi, że jest to sklep samoobsługowy i żeby nauczyli się wreszcie czytać:)

      Usuń
  11. U mnie w przychodni też tacy natrętni ludzie czasem są :P próbuję spokojnie z nimi rozmawiać, ale jak ktoś się pyta 10 raz np. "czy może jednak dałoby się coś zrobić,to wymiękam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto najczęściej odwiedza przychodnie? Starsze panie. A im już w ogóle nie da się przetłumaczyć.

      Usuń
  12. Powiem Ci, że z perspektywy czytelnika te sytuacje wydają się śmieszne, ale pewnie Tobie jako sprzedawcy tak wesoło już nie jest :P No cóż, różni są ludzie. Ja nigdy nie proszę sprzedawcy o pomoc i zawsze gdy pytają, czy w czymś pomóc, dziękuję i odmawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po upływie czasu można i się pośmiać, ale gdy taka nie miła sytuacja ma miejsce to faktycznie scyzoryk mi się w kieszeni otwiera....Ja zazwyczaj jako klientka też nie proszę o pomoc, lubię sobie czasem po prostu na kosmetyki popatrzeć, coś pooglądać:)

      Usuń
  13. Niestety różni są ludzie i różne mają dziwactwa. Praca sprzedawcy niestety nie jest łatwa i wymaga dużo cierpliwości:( Podziwiam :)
    Obserwuje:) Zapraszam do mnie może Ci się spodoba i zaobserwujesz:)
    http://frugolatesowanieproduktow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja co prawda nie pracowałam w sklepie, ale byłam hostessą w okresie świąt... Ech...

    OdpowiedzUsuń
  15. mi zawsze jest głupio prosić w Douglasie czy Sephorze o próbkę bez kupienia wcześniej jakiegoś produktu,a co dopiero upominać się o rabat :) 3 przypadek jest niezły :D
    Ja może nie mam do czynienia z klientami,ale wkurzają mnie sprzedawcy,którzy nie mają zielonego pojęcia o kosmetykach i czasem jak słysze w jakiejś drogerii co proponują,albo co mówią to mam ochotę się wtrącić.Albo pozwalania na odkręcanie butelek z lakierami,bądź tuszy do rzęs. Ostatnio pani w Rossmannie się oburzyła jak poprosiłam aby spraedziła w szufladzie na dole ,czy mają może kredkę,która nie była używana,bo wszystkie w szafie były zaczęte,a o przecież kredka do OCZU. NO masakra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O sprzedawcach też można by dużo niedobrego powiedzieć! Zachowanie niektórych zakrawa o czasy PRLu. Wielka łaska, że ruszy dupę i Ci pomoże. Zupełnie jak w dziekanacie na mojej uczelni:)

      Usuń
  16. strasznie ciekawy tekst, padłam przy „Do jakiej skóry potrzebuje pani kremu?” „Do mojej.” :D w każdej pracy są takie 'smaczki', jak pracowałam w instytucji państwowej to też było 'czy nie da się zarejestrować tego szybciej?', wysłuchiwanie rodzinnych historii, gorzkie żale, a najgorzej było w czasie stałej przerwy, bo ludzie nie rozumieją tego, że to jedyny czas wyznaczony na zjedzenie bułki, zawsze by chcieli teraz, już i nikt nie chce czekać:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten trzeci przypadek zdarza się dość często:)
      Co do przerw - ja ich nie mam!:) Jak nie ma nic do zrobienia i nie ma klientów to sobie można coś zjeść, ale jak klient wchodzi to bułkę trzeba odstawić:) Najczęściej witam klientów z pełną buzią:) I wtedy jest tekst: "Proszę jeść, niech sobie pani nie przeszkadza!", a dosłownie za 5 sekund pada pytanie "A co to za krem?". I bułkę szlag trafił:)

      Usuń
  17. Praca z ludźmi jest ciężka. Miła ale i trudna. Pracowałam w Douglasie. Specyficzne miejsce dla konkretnych klientów. Ale oczywiście zdarzały się "przypadki", które narzekały na ceny. Ale to nic jeszcze. Mamusia przyszła z córcią bo tej zamarzył się podkład. Wszelkie próby wydobycia jakichkolwiek info odnośnie cery spełzy na niczym. Zapytałam dziewczynę jaką pielęgnację stosuje a ta mi na to, że żadnej. Kolejne pyt czy cera jej się przetłuszcza odp mi, że nie ale ma bardzo wysuszoną. No fakt by£a. Zapytałam dlaczego nie stosuje żadnych kremów przeznaczonych do jej typu cery. Odpowiedź mnie rozbroiła - bo zapomina. Ale o podkładzie by nie zapomniała? Chciała kryjący mimo, że jej twarz była naprawdę ładna. Ale jej przeszkadzały....piegi na nosie. Że ona młoda to może nie rozumie, że wystarczyłby np.lekki krem bb czy cc bez potrzeby zakrywania tego co piękne. Ale matka...? Z reszta też dziwna. Już na wejściu traktowała mnie jak tą gorszą. No ale są ludzie i ludziska...;) trzeba się po prostu uodpornić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba się uodpornić, masz rację, rozumiem, że ktoś może być kompletnym ignorantem w kwestii pielęgnacji skóry, a chce podkład - ok, ale nie powinno tolerować się traktowania sprzedawcy jak gorszego. Może nie wiem co mówię, bo nie mam własnego sklepu/biznesu, ale nie rozumiem pojęcia "klient nasz pan". Słyszałam o takiej kawiarni (nie w Polsce oczywiście, jakże by inaczej), w której kulturalni klienci płacą za kawę 1 euro czy tam dolara, a niemili 7:) Mam nadzieję, że dojdzie to do nas:) Ludzie będą mniej płacić za kawę, sprzedawcy odetchną z ulgą, a świat stanie się lepszy:)

      Usuń
    2. Pomysł z większą stawką dla niemiłych całkiem fajny. :)

      Usuń
  18. Ja lubię sama sobie połazić po sklepie, zapoznać się z asortymentem, wybrać towar i na kase. Nie wiem dlaczego, ale czuję się skrępowana kiedy kręcą się koło mnie ekspedientki. Dlatego ja zawsze im dziękuję za pomoc, kiedy do mnie podchodzą i nie zawracam im głowy i ja czuję się komfortowo. Ewentualnie, jeżeli mam dodatkowe pytania, dotyczące danego produktu, to oczywiście, że pytam.-) Życzę jak najmniej smęcących klientów, bo to naprawdę bardzo ciężka praca !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię jako klient sama się rozejrzeć wśród asortymentu. Jako sprzedawca tez szanuję taką chęć u klientów. Grunt w tym żeby jedna drugiej osobie nie nadskakiwała, czy to sprzedawca klientowi, czy klient sprzedawcy.

      Usuń
  19. Współczuję użerania się z klientami. Moja siostra pracowała w salonie optycznym i też się nasłucham historii... :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Śmieszne. Ale nawet ja z pozycji klienta widzę, jak niektórzy molestują o głupoty sprzedawców - jakieś reklamacje, szukanie na siłę czegoś, czego nie ma... Ciężki to zawód, dlatego go omijam bokiem...

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdaję sobie sprawę, że w sklepie klienci "bajkopisarze" mogą być wkurzający, ale jeśli podejmie się z nimi chociaż krótki dialog o ciociach, wójkach z Hameryki i tak dalej, to jest większa szansa, że klient wróci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest bardzo duża szansa, że klient wróci, bo czuje się dobrze, bo jest zadowolony, że może się komuś wygadać:) I ja to rozumiem, nie mam nic przeciwko, bardziej chodzi mi o takich ludzi, którzy uwywnętrzniają się przez godzinę, a przez to ja nie mogę spokojnie pracować. Miła pogawędka o rodzinie z Ameryki - tak, godzinny wykład na temat komunizmu w Polsce - nie ;)

      Usuń

Dziękuję za dodanie komentarza! Aby uniknąć spamu moderuję wiadomości, więc nie będzie on widoczny od razu, pojawi się najpóźniej następnego dnia. Jeśli chcesz być ze mną na bieżąco, zachęcam do zaobserwowania bloga lub/i polubienia strony na Facebook'u lub Google+:) Staram się zawsze odwiedzać blogi komentujących;)

Obsługiwane przez usługę Blogger.