piątek, 5 października 2018

MIESIĘCZNIK | Instagram, kobiety ciężarne w komunikacji i za co lubię koreańskie maski w płachcie


Buszując po różnych blogach napotykam się czasem na podsumowujące posty typu "tygodnik" lub "miesięcznik". Są zazwyczaj pisane w lekkim stylu (który lubię;)), a moim ulubionym tygodnikiem jest chyba ten u Ani z bloga Aniamaluje. W ogóle to mój ulubiony ostatnio blog - czytam z namiętnością wszystkie posty, a każdy o czymś innym, każdy równie ciekawy. Bardzo lubię zaglądać do takich wpisów - przyjemnie mi czytając o tym, kto i co ciekawego ostatnio zjadł, gdzie był i co sądzi o ostatnich wydarzeniach na świecie. To takie trochę oderwanie od swojej rzeczywistości, jak oglądanie serialu lub czytanie fajnej książki. A i nie samymi kosmetykami człowiek żyje:)

Długo się zastanawiałam, czy zawrzeć tego typu postu na Alei. Głównie demotywowała mnie myśl, że nikt na pewno nie będzie chciał tego czytać i w zasadzie to kogo to obchodzi, co ja myślę. Nie pasują mi te posty do ogólnego kontentu bloga - przecież to Aleja Kosmetyczna, prawda? Ostatecznie stwierdziłam, że przecież staram się zmienić swoje życie na lepsze i przestać przejmować pierdołami (z czym mam bardzo duży problem) i po prostu spróbuję, chociażby po to, żeby się przekonać, czy miałam rację, czy nie. I nie - nie będzie to tygodnik. Choruję ostatnio na brak czasu, leczę się już na brak motywacji (częstsze pisanie postów jest jednym ćwiczeń, dla którego wstaję z mojego najlepszego czworonożnego przyjaciela, którym jest łóżko) godzinę wcześniej. Będzie za to miesięcznik - więcej mogę w nim zawrzeć, ponieważ w ciągu jednego tygodnia niewiele się u mnie dzieje:) Mam tylko nadzieję, że Koleżanki-Blogerki nie obrażą się na mnie za odgapienie pomysłu na posta:)

ODKRYWAM INSTAGRAMA


Jestem na Instagramie w sumie już z 4 lata, ale dopiero w ostatnich miesiącach głównie tam przeniosłam swoją działalność w Internecie. Podoba mi się to, że jest szybki i wygodny w obsłudze. Mogę zrobić zdjęcie, przepuścić je przez jakąś aplikację do udoskonalania fotografii i będzie ono wyglądało tak, jakbym spędziła godziny nad jego obróbką. Do tego szybki opis i gotowe - można puścić w świat. Zaczynam dodawać tam ostatnio recenzje moich ulubionych produktów. Największe emocje ostatnio (sądząc po komentarzach) wzbudziły płatki pod oczy Gold Racoony od Beauty Kei. Kolejny świetny koreański kosmetyk, na temat którego postaram się w najbliższym czasie napisać większą recenzję. W końcu nie każdy ma Instagrama, a dobrymi rzeczami trzeba się dzielić ze wszystkimi.

Swoją drogą - czy polecacie jakieś ciekawe aplikacje do Instagrama? Ostatnio ściągnęłam trzy, które wydawały mi się najbardziej przydatne - Unfold (zdjęcia na białym tle), Kira Kira (dodawała do zdjęć takie błyszczące coś, czego nie umiem nazwać i miała ładne filtry) i Adobe Premiere Clip (żeby dodać muzykę do stories). Z tych trzech został tylko jeden, Unfold, reszta mi tak ścinała telefon, że się zdenerwowałam i usunęłam. Próbowałam też InShota, ale niestety nie mogłam tam użyć dowolnego fragmentu utworu do filmu - musiał być od początku. Jak to kiedyś ktoś powiedział, na razie jestem za młoda i za piękna, żeby za to płacić (oglądaliście "Poranek Kojota"?), więc może kiedyś sprawię sobie jakąś płatną apkę, na razie wolałabym coś darmowego:)

Czy Wam też zawsze brakuje miejsca w pamięci telefonu, kiedy akurat instalujecie niezbędną do życia aplikację?


BAMBUS CZY ALOES? + PROSTY PRZEPIS NA SAŁATKĘ Z BURAKIEM


We wrześniu udało mi się wyskrobać posta o różnicach między żelem aloesowym a bambusowym, więc jeśli nie wiecie, który wybrać dla siebie, to zapraszam TUTAJ. Porównałam tam też składy kilku popularnych żeli aloesowych różnych firm - może akurat znajdziecie coś dla siebie?




Z racji tego, że mam podejrzenie kamicy żółciowej i źle się czuję po zjedzeniu mięsa musiałam się trochę przestawić. Przeszłam na sałatki i w miarę regularne jedzenie - jest trochę lepiej (czekam jeszcze na USG). Jedną z nich jest prosta sałatka z burakiem, do której przepis prezentowałam Wam już na InstaStories. Dodaję ponownie tutaj (na dwie porcje)



    • kasza kuskus (ok. 100g)
    • jeden burak, średniej wielkości
    • ser feta
    • świeży szpinak (na zdjęciu sałata masłowa - szpinaku nie było w sklepie)
    • sos vinegret (oliwa z oliwek, musztarda, sok z cytryny, troszkę soli i pieprzu - tak na pół szklanki)
    Kaszę i buraka ugotować, wszystko razem wymieszać i zalać sosem. Pycha i nie tuczy:) Można spożywać na ciepło.



    PRZECIEŻ JESTEŚMY W POLSCE, CZYLI KOBIETY CIĘŻARNE W KOMUNIKACJI



    Na początku przeczytajcie, co znalazłam w Internetach.



    Strasznie mnie denerwuje podejście ludzi do kobiet w ciąży, a w szczególności to, jak traktowane są w komunikacji miejskiej. Dla mnie jest oczywiste - widzę kobietę w ciąży lub osobę starszą - ustępuję miejsca. Nic mi się nie stanie, jak sobie 10 minut postoję, korona mi z głowy nie spadnie (siedzi mocno:)). Nie wiem, czy gorszy jest to, że ludzie tracą wzrok w pobliżu ciężarnych, czy to, że usprawiedliwiają to tym, że... przecież żyjemy w Polsce.



    Czy to, że ktoś jest niewychowanym bucem można usprawiedliwić tym, że żyje w Polsce? A co to, Polska to gorszy kraj? Chyba jednak mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że Polska to nie tylko zabytki, przyroda, bogata historia czy drużyna piłkarska, ale przede wszystkim SPOŁECZEŃSTWO i to my wszyscy tworzymy nasz kraj i kreujemy jego wizerunek poza granicami.

    A tymczasem mam wrażenie, że większość ludzi utraciła zdolność logicznego myślenia i jakiekolwiek szczątki wyobraźni. Przecież nie trzeba ukończyć medycyny, żeby wiedzieć, że upadek  kobiety przy nadziei w autobusie (gwałtownie hamowanie, wypadek, a debili na drodze nie brakuje) może się skończyć tragicznie. Nie trzeba być lekarzem, żeby domyślić się, że kobieta będąc w ciąży może źle się czuć i to nie tylko w ostatnim trymestrze - w pierwszym i drugim też. Ciąża to nie choroba, ale jest uciążliwa, jak sama nazwa wskazuje i niesie za sobą szereg różnych, nieprzyjemnych dolegliwości. No ale jak widać wychylenie czubka nosa ze swojej strefy komfortu jest dla niektórych niewykonalne, "bo po co ja będę ustępował, niech ktoś inny to zrobi". Łatwiej jest się zasłonić durnym wytłumaczeniem (płacę za bilet, to będę siedział) albo udawać, że się nie widzi niż podnieść dupsko i nawet bez zbędnego gadania po prostu ustąpić.


    ZA CO LUBIĘ KOREAŃSKIE MASKI W PŁACHCIE?


    Moja skóra czasem płata mi figle i częstuje mnie kuperozą (tak, jest takie słowo. To po prostu mega rumień, tak najprościej mówiąc). I to kompletnie nie wiadomo dlaczego - traktuję ją tymi samymi kosmetykami, których uzywałam w dniu poprzednim i tydzień temu i nawet miesiąc temu. Nagle, ni stąd, ni zowąd, bach! Pojawiają się czerwone placki, zazwyczaj są swędzące i gorące. I denerwujące. Muszę sobie natychmiast poradzić, w końcu nie nałożę na podrażnioną skórę makijażu, bo pogorszę jej stan. Pomagają mi w tym koreańskie maski w płachcie - czasem nie mają świetnego składu, ale robią to, co mają robić - wyciszają, łagodzą, rozjaśniają i nawilżają moją skórę. 20-30 minut z taką maską i problem z głowy, zresztą zobaczcie sami:



    Skóra ukojona, po czerwonych plamach ani śladu. Mam swoje ulubione maseczki i przymierzam się od jakiegoś czasu do napisania o nich posta. Chcecie?



    To by było na tyle. Napiszcie, co sądzicie o tego typu wpisach - czy chętnie poczytalibyście coś jeszcze, czy mam się przymknąć;) Czekam na Wasze komentarze!:*


    Buziaki,
    Maddie Ann:)
    ________________________________________

    BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!
    FACEBOOK - KLIK
    BLOGLOVIN - KLIK
    TWITTER - KLIK
    INSTAGRAM - KLIK

    Zobacz też:

    10 komentarzy:

    Dziękuję za dodanie komentarza! Aby uniknąć spamu moderuję wiadomości, więc nie będzie on widoczny od razu, pojawi się najpóźniej następnego dnia. Jeśli chcesz być ze mną na bieżąco, zachęcam do zaobserwowania bloga lub/i polubienia strony na Facebook'u lub Google+:) Staram się zawsze odwiedzać blogi komentujących;)

    Obsługiwane przez usługę Blogger.