Bezpłatne próbki kosmetyków to doskonały sposób na wzrost sprzedaży. Dzięki nim klient ma okazję wypróbować kosmetyk. Denerwują mnie jednak ci, którzy z góry zakładają, że nie wydadzą ani złotówki na pełnowartościowy produkt, bo zadowolą się testerami.
Przyznam szczerze, że jako
konsument bardzo lubię taki sposób promocji produktów. Lubię coś przetestować,
zanim wydam pieniądze na kosmetyk, szczególnie jeżeli mają być to grube
pieniądze lub kosmetyk posiada w składzie substancję, którą niekoniecznie moja
skóra może polubić.
Jako sprzedawca,
który czerpie wielką satysfakcję z zadowolenia klientów, wolę dać próbkę
osobie, która nie jest przekonana do zakupu kosmetyku, bo ma bardzo wrażliwą skórę
i „wszystko ją uczula” lub po prostu nie stać jej na konkretny produkt, niż sprzedać coś na siłę i obawiać się że, szybko wróci do mnie niezadowolona z zamiarem złożenia reklamacji.
Bezpłatne próbki traktuję jako formę reklamy, która często się sprawdza - nawet jeżeli klient nie przetestuje osobiście kosmetyku, to przekaże próbkę mamie, siostrze, koleżance... Tak czy siak, dobra opinia o drogerii i o samym produkcie idzie w świat. I o to chodzi.
Problem z próbkami pojawia się, gdy klient nie traktuje ich jako możliwość przetestowania kosmetyku, lecz jako sposób na uniknięcie wydania pieniędzy na pełnowartościowy produkt. Taka osoba, dostając ode mnie tester, od razu prosi o więcej (o wiele, wiele więcej). Myśli sobie: "Po co będę kupować, kiedy mam tyle próbek?, a do mnie mówi: "Wezmę jeszcze dla przyjaciółki, mamy, siostry, brata ("mówi pani, że to próbka podkładu? A wezmę mu, niech też wypróbuje"), babci, ciotki z Januszowa Dolnego i wujka z zagranicy". Może i faktycznie komuś je przekaże, ale bardzo często w takiej sytuacji podejrzewam, że raczej tego nie zrobi. Że zabierze wszystkie dla siebie, chociaż za nic w świecie nie chce się do tego przyznać.
Mogłabym powiedzieć, że nie obchodzi mnie, co klient robi z próbkami, ale nie mogę przejść obok tego obojętnie, kiedy inna osoba naprawdę potrzebuje wypróbować kosmetyk, a mnie zabrakło testerów, bo rozdałam je klientom, którzy nie chcieli wydać na produkt ani złotówki albo przyszli po nie, bo... właśnie wyjeżdżają na wakacje i przydałoby im się coś, co zmieści się do walizki.
Jednak zdarzają się sytuacje odwrotne - klient otrzymuje próbkę, za którą inni, żeby ją zdobyć, daliby się pokroić (choćby dlatego, że pełnowartościowy kosmetyk jest luksusowy i drogi), a mimo to zaczyna marudzić. Zazwyczaj nie podoba mu się typ produktu, ale zdarza się też, że nie odpowiada mu sam wygląd próbki czy za mała jej objętość. Jest mi wtedy przykro, bo dając ją klientowi, chciałam go wyróżnić i zachęcić do ponownych zakupów lub po prostu sprawić mu przyjemność i wywołać pozytywne wspomnienie na myśl o firmie, w której pracuję.
Na szczęście są jednak ludzie, którzy potrafią to docenić. Szkoda tylko, że jest ich tak niewielu. Pamiętam jedną z klientek, która wróciła do sklepu na drugi dzień, żeby podziękować mi za wrzucenie kilku próbek do jej torby z zakupami - była tym zachwycona. Jedna taka sytuacja wywołała uśmiech na mojej twarzy i sprawiła, że wszystkie niemiłe zdarzenia związane z rozdawaniem testerów poszły w niepamięć. I tego się trzymajmy:)
Z pamiętnika sprzedawcy to seria felietonów na temat pracy w sklepie kosmetycznym i relacji z klientami. Tekst jest dostępny także w magazynie branżowym Kosmetyki.
____________________________________________
BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!
FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK
INSTAGRAM - KLIK