piątek, 17 stycznia 2020

CosRx Galactomyces 95 Tone Balancing Essence, czyli koreańskie cudo, które uratowało mi skórę | OPINIA, SKŁADNIKI AKTYWNE

Kosmetyki koreańskie kuszą nas coraz częściej z polskich półek i to nie tylko ze względu na piękne opakowania, ale też przez bardzo dobre opinie na ich temat. Raczej nie są to kosmetyki naturalne, choć jest kilka firm koreańskich, które oferują świetne składy, np. Benton, ale to też zależy często od pojedynczego produktu. Kosmetyk, który chcę Wam dziś zaprezentować to esencja z filtratem ze sfermentowanych drożdży od CosRx, kupiona w niezawodnej Drogerii Novaya i jeśli chcecie się dowiedzieć, w jaki sposób produkt ten naprawił (tak, nie boję się tego słowa) mi skórę i czy jego skład jest ok, to zapraszam do czytania dalej:)



CO SIĘ DZIAŁO Z MOJĄ CERĄ?

Zacznijmy może od tego, co z moją cerą było nie tak. Głównym moim problemem, który nasilał się wraz z rozpoczęciem sezonu grzewczego było swędzenie skóry. Miałam na twarzy trzy lekko czerwone placki, które swędziały, były dość suche i trochę chropowate pod palcami. Pojawiały się w okresie zimowym i potrafiły odpuścić dopiero w okresie letnim (czerwiec/lipiec). Męczyłam się z tym około trzech lat - najlepiej było latem i jesienią, a jak tylko zaczynała się zima, problem wracał i nie mogłam dać sobie z nim rady. Oczywiście pierwsze, o czym pomyślałam to odwodnienie skóry, przez co została naruszona jej warstwa hydrolipidowa. Doraźnie pomagał mi krem do twarzy z serii ultranawilżającej z mocznikiem 3% od Ziaji - dobrze go pamiętam, bo niwelował swędzenie, świetnie nawilżał i koił, a przy tym nie był tłusty i mogłam go stosować pod makijaż (wtedy używałam kremowych podkładów, teraz stosuję mineralne i szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy by się z nimi polubił. Był lekki, ale jednak bogaty, jakkolwiek głupio to brzmi:) ). Jednak poprawa była krótkotrwała, tak jak napisałam wcześniej - doraźna. Próbowałam później z żelem aloesowym od Skin 79, ale nie zauważyłam poprawy. Eksperymentowałam też z olejami i cięższymi kremami, ale też nie dawało to rezultatu - tak jakby mojej cerze brakowało jeszcze czegoś. Poza tym z emolientami muszę uważać - mam cerę mieszaną i lekkie zaskórniki, nie chciałam pogłębiać tego problemu. Swędzenie ustąpiło samoistnie latem, a jesienią w moje ręce wpadła esencja od CosRx...

ANALIZA SKŁADNIKÓW AKTYWNYCH, KONSYSTENCJA, ZAPACH

Szczerze mówiąc początkowo spodziewałam się podobnego efektu, jak przy żelu aloesowym, czyli żadnego:). Jednak do kupna zachęciły mnie nie tylko świetnie opinie krążące w internecie, ale też bardzo przyjemny, jak na kosmetyki koreańskie, skład: 




Na pierwszy plan wysuwa się filtrat ze sfermentowanych drożdży Galactomyces Ferment Filtrate (GFF), czyli w skrócie produkt uboczny z fermentacji sake :) Jest go tutaj aż 95% i bardzo mnie to przekonało. W końcu to nie jest zwykła woda:) Przede wszystkim ten filtrat działa na skórę jak probiotyk - działa ochronnie, odbudowuje florę bakteryjną i przywraca warstwę hydrolipidową do formy, silnie ją nawilżając i kojąc. Dodatkowo nadaje się dla cer naczyniowych i pomaga rozjaśnić przebarwienia. Poza tym jest świetny w walce z trądzikiem, zablokowanymi porami oraz nadmiernie przetłuszczającą się skórą. Produkt do wszystkiego, czyli do niczego? Nie tym razem i zaraz postaram się to udowodnić:) Ale spójrzmy jeszcze w skład - co dodatkowo zawiera esencja?

Na drugim miejscu widnieje niacynamid, czyli witamina B3. Trochę niedoceniana przez konsumentów, ale bardzo ważna w pielęgnacji. Niacynamid jest substancją, która uczestniczy w wielu ważnych procesach zachodzących w skórze, jej działanie jest wszechstronne - reguluje wydzielanie sebum przez gruczoły łojowe, utrzymuje prawidłowe nawilżenie, rozjaśnia przebarwienia, wzmacnia naczynia krwionośne, pobudza syntezę kolagenu... Długo by wymieniać, ale myślę, że przedstawiłam jego najważniejsze właściwości. Dodatkowo nie podrażnia skóry, więc można go stosować przy cerze wrażliwej.

Dalej mamy kwas hialuronowy, czyli popularny humektant, wiążący wodę w naskórku i zapobiegający jej utracie. I tu muszę koniecznie zaznaczyć, bo nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą - kwas hialuronowy nie jest kwasem pod względem chemicznym! W mojej pracy sprzedawcy niestety czasem zdarzało się, że polecając komuś kwas hialuronowy lub krem z nim, ktoś odmówił, sądząc, że kwasów stosować nie będzie, bo wypali/podrażni mu skórę.

Na czwartym miejscu znajduje się betaina - aminokwas, pochodna glicyny, która działa bardzo podobnie do kwasu hialuronowego, czyli świetnie nawilża. Dodatkowo w składzie są pantenol, alantoina (łagodzące), gliceryna (nawilżająca) oraz przeciwzmarszczkowa adenozyna.

Konsystencja esencji jest dość wodna, ale jednak ma w sobie coś z żelu (jest to szczególnie wyczuwalne na skórze). To taki rozwodniony żel:) Jeśli będziecie mieć z nim kiedykolwiek do czynienia, to uważajcie, żeby nie przelała się Wam przez palce (u mnie niestety tak było za pierwszym razem:)). Esencja jest też bezzapachowa, co jest bardzo dobrą wiadomością dla cer alergicznych (związki zapachowe, czy to sztuczne, czy olejki eteryczne, są jednymi z najczęściej uczulających substancji). Kosmetyk zamknięty jest w szklanej butelce z wygodną pompką, o pojemności 100 ml.

MOJE WRAŻENIA

Stosowanie esencji uważałam za bardzo przyjemne - czułam realnie, że to jest właśnie to, czego mojej skórze brakowało. Ze względu na swoją rzadką konsystencję wchłaniała się błyskawicznie i nie blokowała porów. Silnie nawodniła moją skóra i rewelacyjnie ją ukoiła. Czułam tez działanie wygładzające, lekko też rozjaśniające, ale nie w takim stopniu, żeby rozjaśniła moje przebarwienia. Bardziej tutaj chodzi o zmniejszone czerwienienie się skóry. Używałam jej pod krem - i to jest bardzo ważne! Ponieważ mamy tu sporo humektantów, musimy je zabezpieczyć czymś, co ma w składzie jakiś emolient, czyli krem lub olej/serum olejowe. Esencja nie nadaje się do stosowania samodzielnie - wtedy może przynieść odwrotny efekt, ściągnąć skórę i ją wysuszyć (niezabezpieczone humektanty zaczynają pobierać wodę z głębszych warstw skóry). 

Wdrożyłam ten produkt do pielęgnacji jesienią, ok. października. Ku mojemu zdziwieniu (bo przygotowywałam się i zbierałam swoje siły psychiczne do ponownej walki ze swędzeniem skóry w okresie grzewczym), żadne podrażnienia, suchość i, co najważniejsze i najbardziej uciążliwe, świąd nie powróciły ani na moment. To wyglądało tak, jakbym nigdy nie miała takiego problemu! Mijały zimowe miesiące, a po moim problemie nie było ani śladu. Esencja starczyła mi na ponad pół roku stosowania, wiec uważam ją za niebywale wydajny produkt (jedna, dwie pompki wystarczyły, by pokryć twarz i szyję, używałam jej też pod oczy). Widocznie probiotyczne działanie drożdży wręcz naprawiło moją skórę, jakby ją... "połatało", tak jak się łata stare, dziurawe dżinsy. A nie, przepraszam. W dziurawych dżinsach się przecież teraz chodzi:) Flora bakteryjna została odbudowana, więc moja skóra lepiej sobie radzi z niedobrymi bakteriami i innymi syfami.

Ponadto muszę wspomnieć o wspaniałych klientkach (jeśli to czytają i wiedzą, że ja to ja, to serdecznie pozdrawiam!) w mojej poprzedniej pracy - zauroczona działaniem esencji zaczęłam ją polecać głównie osobom z trądzikiem, z podrażnioną i odwodnioną skórą i taką, z którą nie wiadomo, co zrobić, bo reaguje źle na wszystkie zabiegi i kosmetyki. 99% klientek wyrażało pozytywne opinie na temat Galactomyces 95 Tone Balancing Essence - zazwyczaj okazywało się, że skóra sama nie dawała sobie rady nie tylko z bakteriami czy zanieczyszczeniem powietrza, ale także mocnym oczyszczaniem czy stosowaniem silnych substancji, takich jak retinol, srebro, kwasy czy antybiotyki, przez dłuższy czas. Wysnułam z tego taki wniosek, że GFF po prostu pomaga wrócić skórze do równowagi, głównie po stoczonych bojach z trądzikiem, zmęczonej i podrażnionej. Tak jak probiotyki doustne pomagają nam po antybiotykoterapii. 



Odkąd skończyłam stosować esencję minęło ponad pół roku, jest styczeń, aura zimowa trwa w najlepsze, a skóra nadal nie swędzi. To chyba pierwszy produkt kosmetyczny, z jakim miałam do czynienia, który dał trwały efekt i nie jest konieczne stosowanie go w sposób ciągły, a by ten dobry efekt utrzymać. Oczywiście dbam teraz bardziej o odpowiednią ilość humektantów względem emolientów i myślę, że to też bardzo pomaga. Ponadto, co również Wam polecam, dokładnie słucham potrzeb swojej skóry - nie jest ważne w jakim jesteśmy wieku, czy musimy używać kremu 30+ czy 50+, ważne jest dawać jej to, czego potrzebuje i przestać jej męczyć tym, co zaburza jej warstwę hydrolipidową (np. mocne oczyszczanie, toż to ostatnio jakaś plaga), bo wtedy dzieją się różne, niefajne rzeczy, z którymi nie możemy sobie dać rady i nie wiemy, skąd się wzięły.

Esencja kosztuje ok. 85zł i możecie ją kupić pod TYM linkiem (artykuł nie jest sponsorowany).

Dajcie znać w komentarzu, czy znacie tą esencję, czy kiedykolwiek ją stosowaliście i jakie były Wasze wrażenia:)


Buziaki,
Maddie Ann:)

____________________________________________

BĄDŹ ZE MNĄ NA BIEŻĄCO!
FACEBOOK - KLIK
BLOGLOVIN - KLIK
TWITTER - KLIK
INSTAGRAM - KLIK


Czytaj dalej
Obsługiwane przez usługę Blogger.